W roku 2016 spotkanie literackie odbyło się 9 grudnia i jak zwykle było pasjonujące.
Książka Sylwii Chutnik – „Jolanta”, którą wybrałyśmy wiosną okazała się lekturą nieco przygnębiającą i czytanie szło opornie. Ponieważ zdarzało nam się wcześniej rozmawiać o paru lekturach podczas jednego spotkania, sięgnęłyśmy po jeszcze jedną książkę. Była to – „Julita i huśtawki” Hanny Kowalewskiej. Gdy obie pozycje zostały wreszcie przeczytane za oknem nastała późna jesień.
Bohaterowie książki Hanny Kowalewskiej wychowywali się w małym miasteczku w latach 60. Autorka pokazuje także ich dalsze wybory życiowe. Tytułowa bohaterka Sylwii Chutnik wychowywała się w latach 80. na obrzeżach stolicy. Jej doświadczenie społeczne zostało zdeterminowane przez miejsce zamieszkania i brak miłości znaczących bliskich.
Mogłoby się wydawać, że rozmowa o książkach przedstawiających losy osób żyjących w innych czasach historycznych[1]/ niczemu nie służy.
A jednak!
Zarówno Hanna Kowalewska, jak i Sylwia Chutnik dysponują wyobraźnią antropologiczną, która pozwala im (w sposób przekonywujący dla czytelników) rysować wyraziste postaci komunikujące własne uwikłanie w codzienną rzeczywistość. Obie autorki przywiązują wagę do tła historycznego, które jest obecne na drugim planie – jako tło właśnie – nie odgrywa roli, lecz czyni opowieść wiarygodną.
Nie porównywałyśmy losów bohaterek „Julity …” i „Jolanty”. Rozmawiałyśmy o tym, jak bardzo realne wydają się opisywane postaci. Mimo to, nie znalazłyśmy ich pierwowzorów w gronie naszych znajomych.
Byłyśmy pod wrażeniem realności opisu rzeczywistości dnia codziennego i pięknego języka.
Obie lektury polecamy wymagającym czytelniczkom/czytelnikom.
*
[1] To nie tylko różnica pokolenia. To dwa różne czasy historyczne – czas PRL i czas transformacji zapoczątkowany przez ruch „Solidarność”.